Instytucje kultury były zamknięte jako pierwsze, a odmrożone jako ostatnie. Do tego zostały obwarowane obostrzeniami sanitarnymi tak absurdalnymi, że ich spełnienie graniczyło z cudem. Ponieważ rzeczy niemożliwe ludzie kultury spełniamy od ręki, a na cuda trzeba chwile poczekać, instytucje kulturalne już hulają na możliwie pełnych obrotach.
Bo ta pandemiczna sytuacja, lockdown czy jak to zwał, mimo szkód, które narobiła, zwłaszcza w kulturze, miała jednak kilka dobrych skutków.
Spróbuję, jak optymista na cmentarzu, widzieć plusy.
Wyhamowanie
To momentami była polka galopka. Kilka wydarzeń dziennie, szał grantów, walki o widza, projekty nachodzące na siebie. Fakt, wyhamowaliśmy na ręcznym, ale pędziliśmy już na złamanie karku. Z perspektywy widzę, że to było potrzebne. Tak po ludzku. Była szansa spojrzeć z dystansu i znaleźć czas na głębsze refleksje.
Lokalność
Nie tylko rozumiana jako zakupy u pani z warzywniaka pod domem. Ale też budowanie oferty kulturalnej z artystów, których mamy po sąsiedzku. Nagle się okazuje, że nie trzeba się napinać i zapraszać zagranicznych zespołów, bo muzycy czy aktorzy z naszego miasta czy okolicy są równie dobrzy i publiczność świetnie na nich reaguje. Patriotyzm lokalny rules!
Nowe umiejętności cyfrowe
Ta prezentacja oferty i umiejętności cyfrowe to była rzecz drugorzędna. O, szczęśliwy ten, kto wcześniej zrobił sobie archiwum z nagraniami swoich przedsięwzięć! I miał co wypuszczać do Internetu w czasie pandemii. Reszta uczyła się życia online – montowania filmów, łączenia na żywo przez media społecznościowe. W którymś momencie telefony komórkowe przestały wystarczać, słabej jakości transmisje nie zatrzymywały już odbiorcy przed ekranem komputera czy smartfona, dlatego poduczyliśmy się cyfrowych sztuczek. Jeśli jesteś w grupie, która odkładała tę sferę w czasie, bo są pilniejsze rzeczy do zrobienia, nagle przez lockdown zmieniłaś priorytety. Przeniesienie wielu działalności do Internetu spowodowało, że statystyki odwiedzin i reakcje zaczęły liczyć się do sprawozdań. Kto ma salę na 5.000 widzów? Działania cyfrowe stały się równoprawnym sposobem prezentacji.
Praca zdalna
Usłyszałam jakiś czas temu takie stwierdzenie, że niektóre spotkania mogłyby być mailem. Zamiast wielogodzinnych narad i tracenia czasu na jałowe dysputy, można wysłać wiadomość, połączyć się przez komunikator albo porozmawiać przez telefon. I do tego pracownik może być w tym czasie w domu. To też niejako wymusiło zmianę mentalności niektórych szefów – więcej zaufania do drugiego człowieka. Umawiamy się na wykonanie konkretnej pracy w konkretnym czasie, bez ciągłego zaglądania przez ramię. I robienia narad. Treściwie i na temat. Poza tym nagle okazało się, że nie jest potrzebna sterta dokumentów, a wiele spraw można załatwić telefonicznie lub mailowo.
Świeże spojrzenie
Była szansa, żeby spojrzeć z dystansu na działalność, ofertę, wyjść ze schematów. Ostatnio organizowaliśmy festiwal muzyki klasycznej. Jeden z nielicznych, dla niektórych było to pierwsze spotkanie z muzyką na żywo po długim czasie zamknięcia. Wiesz, że siedzenie na kocach albo na leżakach z jednej strony daje poczucie bliskości, choć w dystansie społecznym? Postawiliśmy na kameralność, śniadania na trawie, rodzimych artystów. Trochę inaczej niż zwykle. Żeby nie trzymać się tego festiwalowego schematu – scena, płotki, dmuchańce dla dzieci. Czasem się udaje.
Czas na porządki
Praca w trybie zamkniętym to był ten czas, gdy można była nadrobić rzeczy, na które zwykle nie wystarczało czasu, bo tkwiliśmy w tzw. bieżączce. Aktualizacja regulaminów, sprzątanie szafek, w bibliotekach okazja do zrobienia scontrum, odkurzenie eksponatów.
Szklanka może być do połowy pusta, albo pełna. Albo i to, i to.
Pax!
Podobało Ci się? Wesprzyj Kulturę na Czasie na Patronite!
https://patronite.pl/kultura-na-czasie-blog
14 komentarzy
Dostrzegam jeszcze taką zależność: wraz z pomniejszeniem grup odbiorców możemy adresować nasze wydarzenia bardziej punktowo a nie kompleksowo, zaspokajając wszystkie potrzeby i żadne. Jakość wysunęła się na pierwszy plan.
Słusznie! Dziękuję za ten dopisek 🙂
Faktycznie można znaleźć plusy np. małe remonty. Natomiast nic nie zwróci tych straconych planów 🙁
Właśnie dużo zależy od nas, czy przekujemy to w dobro. Mamy już obgadane, a nawet opracowane, bo są raporty robione przez poważne instytucje, jakie szkody wyrządziła pandemia. Ale zawsze są dwie strony medalu. Czas pomyśleć też o tej drugiej…
Bardzo ciekawe refleksje. Ciekawe, czy narady i nasiadowy powrócą. Oby nie:)
Czas pokaże 🙂
Mnie martwi że mniejsze grupy odbiorców w oczach organizatorów mogą być postrzegane jako mniejsza potrzeba finansowania instytucji. Co do jakości to oczywiście się zgadzam. Więcej osób jest, które przychodzą z zaangażowaniem i widzących po co przychodzą. Masowy uczestnik chyba przeniósł się na plażę.
Mnie martwi, że my sami broniąc pewnych spraw, tez używamy przelicznika na tzw. „osobocenę” albo „osobometr”. Jakość kosztuje. Można pracować metodą gospodarczą, ale wszystko się potem może przełożyć na jakość.
Zgadza się, że nawet w pandemii można znaleźć plusy. U mnie sami pracownicy już w trakcie lockdownu zauważyli, że ten czas to może być pora na pewna refleksję i wyjście poza utarte schematy. A poza tym jednak mniejsza ilość wydarzeń dała nam szanse na dłuższe urlopy i to latem! Wcześniej sytuacja nie do pomyślenia 😉
Prawdziwa rozpusta 😀
Ale to prawda, urlop w czasie, gdy wszyscy biorą urlop, w kulturze to szok 😉
Patrzę na to zagadnienie z dwóch perspektyw, ponieważ pracuję dla instytucji kultury i organizacji pozarządowej. Przyznam, że początkowo miałem nadzieję, że pandemia rzeczywiście spowoduje przemyślenie niektórych zagadnień, że brak organizacji wydarzeń lub organizacja ich w mniejszym zakresie sprawi, że można będzie zająć się istotnymi wewnętrznymi kwestiami organizacyjnymi, przemyśleniem ogólnej strategii działania, naprawieniem tego, co do tej pory nie działało sprawnie, a zawsze było do zrobienia na później, przy okazji. Niestety, teraz widzę, że nie da się tak nagle, nawet w obliczu wpływowego czynnika zewnętrznego, zmienić przyzwyczajeń, nawyków, a przede wszystkim – mentalności. Okazja się nadarzyła, lecz pytanie, kto z niej mądrze skorzystał. Osobiście nie uważam tego czasu za stracony. Choć nawet pracując zdalnie, nie miałem wcale mniej obowiązków, przez co trudniej było złapać oddech czy dystans. Jednak po otoczeniu, z którym jestem związany, nie widzę, by lekcja została odrobiona. Wraca stare, niestety. Ale jednego jestem pewien – jakkolwiek by nie ocenić pandemii, to da się (i powinno się) wyciągnąć z niej cenne wnioski.
Bardzo dziękuję za ten komentarz.
To prawda, dostaliśmy pewną szansę, jak z niej potrafimy skorzystać, to już inna historia.
Ciekaw jestem badań (bo z pewnością jakieś były i są prowadzone) skuteczności reakcji instytucji i organizacji sektora kultury na zaistniałą sytuację. Z pewnością pandemia i lockdown obnażyły wiele słabości, z którymi trzeba było się zmierzyć, a które po przeanalizowaniu, jako lekcja, byłyby pomocne innym. Pozdrawiam!
Hmm, może zainteresuje Cię najnowszy raport MIK o edukacji kulturowej czasach pandemii?
Zobacz sobie tutaj: http://mik.krakow.pl/wp-content/uploads/Edukacja-kulturowa-w-czasie-dystansu-spolecznego.pdf