Tak jak na jesień pojawia się zwiększona liczba reklam syropów i tabletek na odporność, tak mniej więcej w okolicach Nowego Roku jesteśmy bombardowani komunikatami o wspaniałych dietach, programach treningowych, jedzeniu w pudełkach. Bo skoro Nowy Rok, to tez szereg postanowień noworocznych, zaczynających się często od słów “schudnę” (dopisać cyfrę).
Przoduje telewizja, radio, ale dołączają też nowsze media społecznościowe poprzez wpisy, rolki, tiktoki. Narzędzia się zmieniają – mechanizm pozostaje ten sam: efekt ma być szybki i spektakularny. Ale czy długotrwały? Hmm, może do kolejnego postanowienia noworocznego, przed wakacyjnego, przedświątecznego…? Skuteczność jest dyskusyjna, bo Blue Monday (podobno najbardziej depresyjny dzień w roku) przypada w 2023 już 16 stycznia. Dzień ów nosi takie miano, bo mniej więcej po 2-3 tygodniach dociera do nas skala poświątecznego spustoszenia portfeli oraz pierwsze efekty porzucania postanowień noworocznych.
Bla bla bla, co to ma wspólnego z kulturą?
Łatwo uwierzyć w kulturalną dietę cud. Że jeśli zrobimy Halloween Marzeń, Dni Przysiółka albo wyłącznie wydarzenia, w których występują artyści znani z mainstreamu, do tego takie, gdzie społeczność jest jedynie biernym odbiorcą – to właśnie zafundowaliśmy sobie takie postanowienie noworoczne.
Ciekawy podział na funkcjonujące modele samorządowych instytucji kultury wypracowali animatorzy kultury na jednym ze spotkań Forum Kraków. Wyróżnili takie grupy:
- Usieciowieni animatorzy wspólnoty: Instytucje, które wyróżniły się przede wszystkim tym, że najczęściej zgadzały się ze stwierdzeniem, że ich dom kultury jest instytucją otwartą na ludzi o różnych poglądach. Częściej też były członkami sieci, stowarzyszeń instytucji kultury oraz charakteryzują się wysoką rangę działań z obszaru aktywizacji społeczeństwa obywatelskiego.
- Lokalni liderzy kultury: Instytucje które posiadają dużą autonomię w planowaniu własnych działań i uważały się za lidera wśród domów kultury działających w regionie. Większy wśród nich był również odsetek instytucji wspierających lokalnych twórców i artystów lub goszczących wybitnych twórców i artystów oraz takich, które prowadziły edukację kulturalną za pomocą nowoczesnych metod i były uczestnikami międzynarodowych projektów lub inicjatyw.
- Strażnicy tradycji: instytucje które regularnie włączają się w organizację obchodów świąt państwowych i narodowych wraz z wysoką pozycją Amatorskiego Ruchu Artystycznego oraz rozrywki, przyjemnej formy spędzania wolnego czasu.
- Zorganizowani zleceniobiorcy: instytucje które program pracy opierały na pomysłach pracowników oraz zadaniach zleconych zewnętrznie, a w najmniejszym stopniu uwzględniały badania potrzeb mieszkańców czy współpracę z nimi.
- Gospodarze domu spotkań: instytucje, gdzie najsilniej zaakcentowano motywacje związane z byciem razem: wspólne świętowanie i spotkania z innymi.
Jeśli praca kulturalna ma przynosić efekty, to działania powinny mieć długofalowy charakter. Początki mogą być trudne – duże obecnie i liczące się wydarzenia kulturalne zaczynały od frekwencji tak słabej, że na scenie było więcej muzyków niż publiczności. Ktoś w nie uwierzył i dał im szansę. I czas! Codzienna praca z ruchem amatorskim, czasem pokolenia, które budują lokalne zespoły i grupy zainteresowań, gdzie docenienie przychodzi po latach. Albo taka edukacja kulturalna – przyzwyczajanie odbiorców do regularnej pracy, odczytywania sztuki, aktywizowanie społeczności. Dajmy kulturze czas, dajmy ludziom czas i przestrzeń na docenienie kultury.
4 komentarze
Doskonale czuję o czym piszesz- od 5 lat buduje kulturę od zera. Ale ramach tej „diety cud” nie możemy jednak zrezygnować z tych wszystkich imprez gdzie, jak napisałaś, uczestnik jest jedynie biernym odbiorcą. Nasze instytucje są po trosze dostawcami rozrywki, zwłaszcza w małych miejscowościach. I organizator zadowolony bo frekwencja jest. A ja wolę wydarzenie, na którym moze i niewiele osób jest, ale za to zainteresowanych, z którymi moge później porozmawiać, i którzy nastepnym razem przyprowadzą innych ze sobą. To tak w kwestii budowania 🙂
Pozostając w nomenklaturze dietetycznej – przy wypracowanych zdrowych nawykach nawet biszkopt czy chipsy od czasu do czasu nie zaszkodzą 😉 Ale zdrowa baza musi być 🙂
Pozdrawiam serdecznie i jak zawsze dzięki za super wpis!
Świetne odniesienie diety do działań kulturalnych. Tak w rzeczywistości to wygląda. Musimy karmić ciało i duszę. To raczej nierozłączne by osiągnąć dobrostan psychiczny i fizyczny. Duzo by pisać na ten temat, ale…
Obecnie zauważam wzloty i upadki popandemiczne na dietę kulturalną. Chyba nastąpiło małe zachłyśnięcie, a nadal występuje zahamowanie społeczne przed większą ilością ludzi w danym miejscu. Często słyszę takie tłumaczenie. Zauważam zjawisko albo trend na spotkania w mniejszych grupach, na dążeniu do budowania więzi w mniejszych skupiskach. chyba na ten czas to jest ważniejsze dla ludzi niż odczucia zagubionej jednostki w tłumie przy niepewnej sytuacji ogólnej w miastach, kraju i na świecie.
Oczywiście możemy się nie zgadzać i rozbierać problem na czynniki pierwsze. Temat morze. Porównanie w 10! pani Aniu,do mnie trafia. 🙂
A ja dziękuję za trafne uwagi!